Hipoteza Gai

Była, jest i będzie obrazem absolutnego piękna. Jest tworem doskonałym, żywiołem w makroskali, ogniem syntezy, podzielnym atomem. Oczy jej to gwiazdy, galaktyki to jej ciało, z gracją obracające się w jedenastu wymiarach czasoprzestrzeni. Na imię jej Kosmos.

Piękna i nieskończona aż po swe granice, jest brzemienna - w jej stelarnym łonie pączkuje życie. W mineralnym bezkresie budzi się samoreplikujący twór, który potrafi przezwyciężyć jednokierunkowość strzałki czasu, odwrócić prawa rosnącego chaosu i przekazać informację o sobie przyszłości.

W ten sposób życie popełnia grzech pierworodny - samym swoim istnieniem, swoją istotą sprzeciwia się swojej matce, swojej stwórczyni. Kosmos istniała by istnieć mógł chaos, by wzrastać mógł nieporządek, a swej nieskończonej twórczej wenie wykreowała byt, który tej podstawie się sprzeciwił. Byt, który uparcie żyje wbrew czasowi. Życie to czas płynący wstecz we wszechświecie czasu rosnącej entropii.

Wirion. Doskonały twór antyenrtopijnej informatyki. Jak każde inne życie, składa się z informacji i otaczającej ją tarczy samozachowawczej. Kto powie, że jego żywotność może być kwestionowana na podstawie braku samowystarczalności, wskazuje jedynie na swoją ignorancję, lub heterotroficzną nieżywotność. Czym jest życie jeśli nie bezwzględnym dążeniem do przeciwstawienia się tymczasowości.

Czym jest życie jeśli nie informacją, której jedyną gwarancją istnienia, zarówno w czasie jak i przestrzeni, jest replikacja. Prowadzimy życie iście wirusie. Jesteśmy infekcją, której uległa Kosmos. Której uległa Gaja.

Gaja - ogród porządku, oaza ładu. Piękna, dynamiczna homeostaza - Eden. To tu dojrzał wirus informacji, przybrał jednolitą formę i nazwał ją boską. W swej niesamowitej ignorancji stworzył Boga i włożył w jego usta słowa. W swojej bosko-ludzkiej schizofrenii wmówił sobie, że jego matka jest jego własnością i ma nią rozporządzać wedle własnego uznania.

Niestety wypowiedziawszy te słowa Bóg skonał. Nie pozostawił po sobie niczego boskiego, a jedynie ludzkie twory żądne ludzkich uciech - szczęścia, władzy, pieniędzy. Ludzie.

Nie kochają swojej matki, nie czczą jej. Uznali ją za twór podrzędny, po którym się stąpa. Nie próbują jej zrozumieć, posłuchać, odnaleźć jej skrępowanej, zaniedbanej duszy. Uznali ją za trwalszą od nich i stali się bezwzględnymi, obligatoryjnymi pasożytami.

Muszą zauważyć, że nie Ziemia jest częścią nich, ale oni częścią Ziemi.