Dzien
Anonimowi chlopcy stoja pod blokiem, starajac sie wmowic sobie sile wlasnych osobowosci. Stoja na ugietych nogach, gotowi skoczyc do gardla nieobecnemu zagrozeniu. Jak mlode wyzly, jak dzikie psy nieokrzesani zyciowym doswiadczeniem.
Dziewczyna rzucila mi spojrzenie ukradkiem, katem oka. Zrobila to tak, bym zwrocil na nia uwage, ale myslal, ze ona mnie nie zauwazyla. Zgodzilem sie na ta gre, spojrzalem na nia dlugo, wyczytujac z jej postaci projekcji wlasnych marzen. Odwrocilem wzrok, teraz ona mogla mi sie przyjrzec. Wtem nadjechal autobus, autobus w moja strone, ale nie moj... jej. Nagle moment osiagnal szczyt swojej intensywnosci. Napiecie, wahanie, podniecenie, wsiasc? Nie wsiadlem i moment sie skonczyl. Jej juz nigdy nie zobacze... Siedze i czekam na kolejny moment, na kolejna osobe z ktorej zyciem przetne swoje nie zamieniajac slowa. Znow przyjezdza jej autobus, ale pusty.
Pierwszego dnia nie wydarzylo sie nic. Znow szedlem ulicami, ktorych znam tylko fasady, cieszac sie kolorowa szaroscia codziennosci. Otaczali mnie ludzie, ktorych twarze wydawaly mi sie znajomo obce. Szedlem i sluchalem strzepkow rozmow, w ktorych nie uczestniczylem, starajac sie z jednego wyrazu odczytac dusze.
Nie jadlem 24 godziny. To nie dlugo, ale dosc aby odczuc glod. Glod jest jedynym pierwotnym odczuciem, na ktore mozemy sobie jeszcze pozwolic. W glodzie jestesmy prawdziwi, jestesmy naturalni, w glodzie po raz ostatni jestesmy homo, a nie sapiens. Zadne inne odczucie nie pozostaje tak nieodwolalnie bez tabu interpretacji. W glodzie jak w ciszy lub ciemnosci mozemy szukac nieskonczonosci.
Dookola mnie siedza ludzie zmeczeni i glodni, ale oni nie akceptuja ani swojego glodu ani zmeczenia. Czekaja az autobus zatrzyma sie w ten szczegolny sposob, ktory znaczy 'Dom'. Gdy wroca zaczna jesc i odpoczywac, wypelnia swoj czas czynnosciami, ktore wydaja im sie potrzebne. Zyja w wielkiej iluzji naszych czasow, iluzji ktora pomieszala kategorie moc i musiec.
Pierwszego dnia nie wydarzylo sie nic. Kazdy dzien jest pierwszy.