Skip to content

Web Log

Ile jest kawy w kawie?

Zostalo dzis naukowo udowodnione (przeze mnie) ze kawa rozpuszczalna marki Nescafe (Original) osiaga stan calkowitego nasycenia przy gestosci 0.5 lyzeczki/ml, w temperaturze 90 st. C.

To fundamentalne odkrycie powoduje iz wiemy teraz, ze przecietna osoba, ktora uzywa srednio 1.5 lyzeczki kawy, pije przynajmniej 3 ml CZYSTEJ kawy w kazdej filizance.

Oznacza to rowzniez, ze wszelkie proby zageszczenia kawy ponizej granicy 0.5 lyzeczki/ml sa skazane na niepowodzenie.

Obecnie poszukuje czasopisma gotowego opublikowac wyniki moich badan, oraz osob (najchetniej bogatych prawnikow patentowych) zainteresowanych pomoca w opatentowaniu zwiazanych z odkryciem wynalazkow.

Dziekuje wszystkim za uwage, ide sie napic kawy.

MK

A well adjusted Nazi

"What does it mean to be a well adjusted Nazi? Is that mental health? Or is a maladjusted person in a Nazi society the only one who is sane?"
-Ken Wilber

Victory Celebration

If you are incapable of feeling at least a tiny amount of joy, at watching ordinary Iraqis celebrate this you are lost to the ideological Left; if you incapable of feeling badly that we had to use force in the first place, you are ideologically lost to the Right.
- Jon Stewart





It's already beginning, even though the war is not over...

Yesterday, the American/British army marched into Baghdad, where they met thousands of people, happy to greet them. Happy that, the war was over quickly and happy that the long reign of Saddam had finally come to an end.
The people, who were undoubtedly suppressed came out to topple the symbol of Hussain's power -- a huge statue of the man they were freed from.

Those pictures circled the globe, they were seen by billions of people and will be remembered for a long time. The reactions to them were different in various regions. Whereas the Western world breathed a sigh of relief and cheered, the Arab world was also relieved but less enthusiastic. To them it was a crushing display of American power and a realization that they have lost another piece of control over their region.

This war is over, but of course the big conflict, the one between our two civilizations is not yet behind us. We now have one foot in the ants' nest. We know that we can't stand there very long, but we're hoping that the very presence of American power will be enough to stabilize the region. Are we overly optimistic?

We shall see. The problem with history being the judge is that history is always written in retrospect and usually by the victors. If all goes well, it will be easy to say that the war was justified, but that's a very, very dangerous statement.

This war is only justified in retrospect, but any decision about a similar conflict will have to be made without it. The future holds many important decisions for us too. Do we attack Iran, Syria, North Korea? Will a typical Hollywood 'happy end' of this story make it easier for us to justify 'pre-emptive' (euphemism for unprovoked) military action in the future?

I would be afraid of such a conclusion, so we have to remember, that despite all possible 'good' (as in 'good' marketing) results of the war thay may be, it WAS NOT justified.

To justify something means "to show or prove it to be just, right, or reasonable". This was not done before the war. The reasons given for attacking Saddam were:
a) he has weapons of mass destruction
b) he has links to al-Quaida
c) he harbors terrorists
etc.

They turned out to be meritless, Saddam allowed the weapon inspections to resume, there was no smoking gun, Iraq didn't attack anyone... So what was the justification? That he could do it?

Well yes, it's true he could have done horrible things, but so could any other world leader. In status potenti everyone who bears power could be "evil" (a word Bush really likes), but we cannot attack or judge people for things they have not done. I hope everybody remembers that at the basis of American law, there is the statement: everyone is considered innocent until proven guilty.
That sentence defines American civic liberties and the way the legal system there operates. These liberties and the rule of law are the very things Americans are claiming to be defending, so I really hope they do not forget them themselves.

It is a very dangerous game they are playing, when they try to avoid the rule of law internationally and reinterpret (or even rewrite) their own constitution. I hope that after this victory, they will not get carried away.

p2p

p2p to skrot od 'Point to Point', albo 'Peer to Peer' a jest to termin z zargonu informatycznego opisujacy system 'rozproszony', czyli taki, ktory dziala bez zadnego centralnego komputera (serwera).
Najpopularniejszym dzis zastosowaniem systemow p2p jest wymiana plikow, najczesciej nielegalnych kopii muzyki i filmow chronionych prawami autorskimi (najpopulatniejszy program: Kazaa).

Wymiana pirackich kopii materialow chronionych prawami autorskimi jest oczywiscie nielegalna i trudno byloby bronic jej prawnie. Moja sympatie dla tych systemow zwalmy na mlodzienczy anarchizm, robin-hood'yzm, albo na fakt, ze cierpia z ich powodu jedynie wielkie miedzynarodowe korporacje zadne nieograniczonych zyskow.

Nie zmienia to wszystko faktu, ze sposob w jaki firmy te chce bronic administracja w Waszyngtonie jest godny potepienia. Po pierwsze dwa tygodnie temu w amerykanskim Kongresie pan John G. Malcolm, asystent prokuratora generalnego, Johna Ascrofta oglosil, ze systemy wymiany plikow dotuja terroryzm! Dowodow oczywiscie nie bylo, ale do tego zdazylismy przyzwyczaic sie w podczas "Wojny z terroryzmem". Jedyne argumenty to: na piractwie mozna bardzo duzo zarobic, grupy zajmujace sie piractwem sa wysoce zorganizowane, a jak wiadomo przestepczosc zorganizowana sprzyja terrorystom.
 

wiecej: Google News


Pan John G. Malcolm domaga sie kar pozbawienia wolnosci w wymiarze 33 miesiecy dla kazdego, kto wymienia sie plikami w sieci. Fakt, ze objeloby to glownie studentow, a nie terorystow nie ma tu raczej znaczenia.
 
Kolejnym szokujacym wrecz rozpozadzeniem jest tzw. Berman Bill, wg. ktorego RIAA (Amerykanski olbrzym
powolany do ochrony praw autorskich, dotowany przez firmy fonograficzne) moglby zatrudniac hakerow(!) do
walki z uzytkownikami systemow p2p. Innymi slowy hackerstwo jest skrajnie nielegalne, chyba, ze masz za soba dobrze oplacana grupe lobbyingowa.
 

wiecej:
Washington Post
CNet News
SlashDot


Jako, ze podczas wojny w Iraku opinia publiczna jest uspiona do pracy ze zdwojona sila zabiera sie pan Ashcroft. To on podczas zamieszania po 11tym wrzesnia przepchnal przez Kongres ustawe zwana potocznie 'Patriot Act', pozwalajaca przetrzymywac ludzi bez postawienia im zarzutow przez nieograniczony czas. Teraz gdy Amerykanie zapatrzeni sa w telewizory, a Patriot to tylko nazwa jednej z rakiet, bedzie on probowal przepchnac kolejne kwiatki. Jesli mu sie uda, system prawny w Ameryce bedzie przypominal raczej 'Rok 1984' Orwella, a rozprawy sadowe 'Proces' Kafki.
 



Dla niewtajemiczonych, lista pomyslow pana Ascrofta:
1. Patriot Act - juz obowiazuje, pozwala aresztowac kazdego, kto ma powiazania z terroryzmem (nie zapominajmy, ze moze to oznaczac kazdego z 7 milionow uzytkownikow systemow p2p) bez postawienia mu zarzutow i przetrzymywanie go przez nieograniczony czas. Narazie dotyczy tylko obcokrajowcow, ale patrz punkt 3.
 
2. Total Information Awarness System - Stworzenie wewnatrz Homeland SS (Security System) oddzialu specjalisujacego sie w sledzeniu wszystkich tranzakcji elektronicznych przeprowadzanych przez Amerykanow.
Nazwa chyba zbyt oczywista, bo prawo nie przeszlo podczas wojny w Afganistanie. Spodziewajcie sie kolejnej proby teraz, pod inna nazwa.
 
3. Patriot Act II - rozszezenie czesci pierwszej pozwalajace zastosowac pomysly z pkt. 1 do obywateli Ameryki. Jak? Kazdy kto jest powiazany z terroryzmem (nie zapominajmy o 7 mln cyber-terorystow) moze byc pozbawiony obywatelstwa!
 
4. Berman Bill - wspomniana juz ustawa pozwalajaca na walke z terroryzmem polegajaca na nasylaniu hakerow na uzytkownikow systemow wymiany plikow.

Amerykanscy fanatycy?

Przedewszystkim chcialbym zaprosic wszystkich do rozwazenia amerykanskiego fanatyzmu religijnego. Dawno w Stanach nie bylem, ale w wielu artykulach czytalem ostatnio o Ortodoksyjnych Chrzescinanach. W Polsce znamy ten typ, jest on zwiazany z LPR, Radiem Maryja i 'babciami' modlacymi sie przed kinami o zdjecie z afisza filmu, ktorego zadna z nich nie widziala.
 
W Ameryce tez jest pewien odlam Kosciola, ktory nie zgadza sie z Watykanem. Tam przyjmuje on rozne formy: od zakazow nauczania ewolucji w szkolach po nawolywanie do wojny z Irakiem. Daleki jestem od krytykowania czyjejs religijnosci. Nie uwazam tez zeby w Chrzescijanstwie albo Islamie bylo cos koniecznie zlego, problem pojawia sie jednak jesli mowa o ortodoksi.
Od ortodoksyjnosci jest niebezpiecznie blisko do fundamentalizmu.
 
Ortodoksyjni wierzacy trzymaja sie pewnej tradycji nie kwesionujac jej. Osoby o takim usposobieniu moga byc manipulowane przez innych np. by przeprowadzac ataki samobojcze w Izraelu, albo podkladac ogien w klinice ginekologicznej w Missisipi. I tych wlasnie ludzi okreslamy mianem fanatykow, terrorystow.
 
Chce zwrocic uwage na to, ze zjawisko to nie jest ograniczone do swiata muzumanskiego, ale rownie dobrze moze pojawic sie w Ameryce. Nam, "zlaicyzowanym Europejczykom" trudno to zrozumiec, albo nawet wyobrazic sobie, ale ameryka pelna jest "przestraszonych dzieci", chcacych zeby wujek George ochronil je przed "zlem".
 
Tym zakoncze, mam nadzieje, ze ktos, kto byl/jest w stanach napisze mi cos na ten temat.

Halliburton

Byc moze pamietacie jak dwa tygodnie temu, zanim pierwsze bomby spadly na Irak, pisalem ze Amerykanie juz przygotowuja kontrakty na prace przy powojennej odbudowie tego kraju.
Otoz przedwczoraj pierwszy taki kontrakt zostal podpisany. Nie wiadomo dokladnie na jaka sume opiewa, ale napewno jest wart wiele milionow dolarow. Ciekawe jest ktora firma stala sie beneficjentem irackiej tragedii, a jest nia Halliburton. Sama nazwa zapewne niewiele mowi, ale moze nazwisko jej bylego CEO cos znaczy: Dick Cheney. Pan Chaney od 2000 roku nie pracuje juz dla Halliburton, gdyz jest wice prezyzentem USA. Ciekawe jak wiele z $77 miliardowego (!!!) budzetu wojennego USA trafi do takich firm jak Halliburton, ktore sa glownymi sponsorami kampanii wyborczych partii republikanskiej. Jedno jest pewne, watpie zeby w 2004 zabraklo Bushowi pieniedzy, zeby 'miec sie ponownie wybranym' (get himself reelected).
 
A ja zastanawialem sie o co wlasciwie w tej wojnie chodzi?
Jaki ja naiwny... gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o...

Glowa Toniego Blaira

Nie wiem na ile te informacje docieraja do Polski ale tu, w Wielkiej Brytanii ziemia sie trzesie... pod premierem Tonym Blair'em.
Sledzac tutejsze media, nawet prawicowe, nawolujace do wojny BBC, nie da sie uniknac wrazenia ze pan Blair ma glebokie problemy, które moga w najblizszym czasie zakonczyc jego polityczna kariere.
 
Chodzi oczywiscie o Irak i angielsko-amerykanskie plany wojenne. Tutejsze spoleczenstwo jest przeciwne wojnie, a juz zdecydowanie nie popiera wojny bez mandatu ONZ. Uczucie to jest tak silne, ze nawet czlonkowie partii Blaira otwarcie wyrazaja swój sprzeciw, do tego stopnia, ze groza rezygnacjami. Przedwczoraj minister Clare Short powiedziala, ze zrezygnuje ze swojego stanowiska jesli Wielka Brtania przystapi do wojny bez nowego rozporzadzenia ONZ. To wywolalo istna lawine w tutejszym parlamencie. Co prawda zaden inny minister nie wyrazil tego wprost, ale wczoraj wielu sympatyzowalo z postawa pani Short, a dzis jest juz mowa o zmianie na fotelu samego premiera. W tutejszym ustroju to stanowisko jest mianowane w wyborach wewnetrznych partii, a ta moze równiez zdecydowac o jego odwolaniu.
 
Na razie sytuacja wyglada powaznie, ale decyzje jeszcze nie zapadly. Szczerze wspólczuje panu Anthony'emu; ten elokwentny gentleman wyglada jakby nie spal od tygodnia, a podczas wywiadów zaczyna mu brakowac argumentów. O wszystkim przesadzi ONZ, a co za tym idzie Francja, Rosja, '6 niezdecydowanych' i dokladne sformowanie nowego rozporzadzenia.
 
Ono juz zreszta zostalo zmienione. Poczatkowo mowa byla tylko o okresie (notabene 7-dniowym) podczas którego Saddam ma sie rozbroic. To oczywisty absurd, bo po pierwsze tydzien?, a po drugie co to znaczy rozbroic sie.
Bush juz sie wypowiedzial na ten temat: "We know what a disarming country looks like. And Iraq does not look like that."
Nowa wersja rozporzadzenia daje Saddamowi troche wiecej czasu i przede wszystkim wyznacza konkretne zadania, którym ma sprostac. Pytanie brzmi tylko: co sie stanie jesli mu sie uda "rozbroic" w tak trudnych warunkach?
 
Amerykanska machina wojenna toczy sie pelna para. Amerykanie zaczeli juz podpisywac kontrakty z firmami (notabene wylacznie amerykanskimi) na prace przy "odbudowie Iraku". Szczerze watpie, zeby jakiekolwiek argumenty potrafily powstrzymac globalnych szeryfów, a to pozostawia Blaira na lodzie. Jesli przystapi do wojny bez poparcia ONZ, swojego wlasnego rzadu i ludu, polityczna glowa jego potoczy sie ponuro po schodach przy 11 Downing Street.
 

Wiecej informacji w sieci:
IC Wales
The Age
CBS News
BBC News

Drodzy Bracia Solipsyści

Tylko dla obłąkanych.

Drodzy Bracia Solipsyści,

Nasze uczucia związane są nierozerwalnie ze światem subiektywnym. W tym świecie znajduje się duża część tego co nazywamy naszą osobowością. Istnieje też świat przekonań [1], które są systematyzowane w funkcjonalne memy [2]. Memami mogą stać się wszystkie informacje, które nas otaczają - każda, nawet drobna rzecz, która obije nam się o uszy. Istnieją jednak dużo bardziej złożone memy, jak na przykład matematyka. Matematyka jest ogromnym systemem twierdzeń, który zdaje się istnieć nawet niezależnie od człowieka. Ktokolwiek wymyślił liczby pierwsze nie stworzył ich - one istniały niezależnie od faktu ich odkrycia [3].

Memy są żywe - to znaczy mają zdolność do replikacji i mutacji; rozmnażają się najczęściej drogą werbalną lub pisemną. Do tego świata należą wszystkie systemy wierzeń, również nauka. Nauka jednak zakłada istnienie jeszcze jednego świata - świata materialnego, który można objąć strefą empirii. [4]

Istnienie świata materialnego stwarza nam podstawę do testowania własnych teorii. Jest to w Popperowskim 'trzecim świecie' kryterium doboru naturalnego, pozwalającego na ewolucję memów. Idee rozwijają się na wiele sposobów, jeśli jednak uznać za sukces ewolucyjny zdolność do zajęcia dużych obszarów (wiele umysłów) i przetrwanie długich okresów czasu, to jednym z najskuteczniejszych memeów jest metoda naukowa [5]. Jej selekcja naturalna prowadzi do powstania coraz doskonalszych teorii, wykazujących bliższą korelację ze światem materialnym.

Jak działa metoda naukowa?

Dla dowolnej hipotezy możemy szukać poświadczenia- dowodu. Dla uproszczenia przyjmijmy jako hipotezę teorię grawitacji wg Newtona. Zakłada ona, że każde dwa obiekty we wszechświecie obdarzone "masą" oddziałują na siebie siłą przyciągającą. Jak sprawdzić tę teorię?

Można np. zrzucić szklankę ze stołu na podłogę. Patrzymy - spadnie. Teoria się sprawdziła. Czy to jednak czyni ją prawdziwą? Możemy powtórzyć eksperyment tysiąc razy i mówić o rosnącym prawdopodobieństwie wygenerowania któregoś z wyników, ale czy nawet tysięczny sprawdzian uczyni teorię prawdziwą?

Nie! Nie jest to kryterium prawdy, a jedynie pewnej (niedoskonałej) korelacji ze światem materialnym. W naszym przykładzie posłużyliśmy się grawitacją Newtonowską, która przetestowana została miliony razy przez ludzi jej świadomych. Za każdym razem, który udokumentowaliśmy szklanka rzeczywiście spadła ze stołu (niejednokrotnie tłucząc się niemiłosiernie). Nie jesteśmy jednak nigdy absolutnie pewni, że za 1'000'001 razem szklanka nie poleci do góry. Gdyby tak się stało, to za jednym zamachem obalilibyśmy teorię. Wystarczy pojedynczy kontrprzykład, aby ją sfalsyfikować. Nauka opiera się na tej zasadzie! Nie pretenduje ona do miana prawdy obiektywnej, a jedynie stara się stworzyć system falsyfikowalnych hipotez. Dzięki falsyfikowalności memy naukowe nie stanowią ślepego zaułka ewolucji i mogą zostać zastąpione przez skuteczniejsze teorie, czyli takie, które wykazują większą korelację z rzeczywistością. Aby dana hipoteza mogła być nazwana naukową i pretendować do prezentowania nawet niedoskonałego przybliżenia rzeczywistości musi zawierać możliwość obalenia. Jest to najważniejsze kryterium naukowości. [6]

Teoria Newtona została w końcu obalona. Zawierała ona taką konstrukcję matematyczną, która w ekstremalnych warunkach (zakresach odległości i prędkości) dawała błędne wyniki. Wtedy powstała ogólna teoria względności Einsteina, która jest dużo bardziej złożona, ale daje istotnie lepszą korelację z empirią [7]. To czyni ją zdecydowanie lepszą teorią naukową.

Przyjęliśmy jak do tej pory dwa założenia. Po pierwsze istnienie i możliwość doświadczenia świata materialnej rzeczywistości oraz "metodę naukową". Chciałbym rozprawić się z jednym z tych założeń. Chciałbym zapostulować, że świat nie istnieje, a jest jedynie złudzeniem. Przyznaję, że twierdzenie to jest nienaukowe gdyż jest niefalsyfikowalne; nie może więc podlegać naszemu kryterium ustalania jego spójności z rzeczywistością. Przez symetrię równie niefalsyfikowalne jest to, że świat istnieje. Wielu z nas jest skłonnych uwierzyć w solipsyzm, jednak istnienie lub nieistnienie świata pozostanie jedynie kwestią wiary. Nigdy nie będziemy w stanie udowodnić egzystencji świata, ale nawet nie możemy jej sfalsyfikować.

Skoro istnienie świata jest kwestią wiary, więc jak każdy dogmat, może być dowolnie zastąpiona innym dogmatem - np. mówiącym, że świat jednak nie istnieje!

W każdym z trzech światów (materialnym, subjektywnym i 'trzecim' [8]) jest zakotwiczona część naszego ja, naszej jedynej pewnej teorii w świecie hipotez. Mówimy "cogito ergo sum", gotowi jesteśmy zakwestionować istnienie wszystkiego na świecie, możemy uwierzyć w możliwość Matrix, ale jednak zawsze przekonani jesteśmy o własnym istnieniu.

To rozgraniczenie zastanawiało mnie ostatnio: dlaczego mogąc zakwestionować wszystko inne, gotowi jesteśmy uznać nasze subiektywne poczucie ja za jedyną pewną rzecz we wszechświecie? Nasza psychika jest przecież bardzo złożonym bytem składającym się z wielu części - subiektywnych uczuć, wierzeń i twierdzeń. Każdego dnia zmieniamy się; nasze uczucia fluktuują pod wpływem doświadczeń, stanu zdrowia, używek; nasze teorie zmieniają się i rozwijają. Nawet, kiedy zdajemy sobie sprawę, że procesy te sprowadzają się do reakcji biochemicznych, nadal skłonni jesteśmy wierzyć w dualizm ducha i ciała. Wierzymy, że istnieje pewna ciągłość łącząca wszystkie stany naszego umysłu od urodzenia aż do śmierci. Zakładamy bardzo dziwną teorię istnienia świadomości, istnienia ja. Niektórzy nawet wierzą, że ciągłość tego ja zachowana jest w jakiejś formie po śmierci.

No dobrze - mamy kolejną tezę. Jak sprawdzić, czy istnieję? Cogito ergo sum. Myśle i myśle i ciągle jestem. Teorię poświadczam każdym momentem skupienia uwagi w całym życiu. Czy jednak teoria ta zasługuje na miano jedynej niepodważalnej prawdy? Jeśli twierdzenie jest niefalsyfikowalne, jest dogmatem, a przecież nie sposób mi samemu sprawdzić co by było gdybym nie myślał. Co by było po śmierci?

Ja wystawiam tezę, że ja jako byt, ciągłość nie istnieję. Ta teoria znowu nie jest naukowa, ale jest równie uprawniona do istnienia jak alternatywne dogmaty, łącznie z cogito ergo sum.

Metoda naukowa pozwala na rozwój systemów memowych o bardzo złożonej strukturze, a Poperowskie kryterium falsyfikowalności stanowi rolę presji selekcyjnej kierującej ewolucję teorii naukowych w kierunku coraz ściślejszych korelacji z empirią. Empiryzm pozwala nam poznać coraz większe zawiłości świata materialnego, jednak nigdy nie da nam pewności poznania prawdy. Z założenia nauka mogłaby nawet doprowadzić nas do prawdy, jeśli takowa istnieje, ale nawet będąc tam nie wiedzielibyśmy, że dotarliśmy.

W pełnej pokorze,


Nieistniejący

 

P.S. Nauka nie prowadzi do poznania prawdy, jedynie do poznania świata, którego istnienie założyła.

 


[1] Według Sir Karla R. Poppera istnieją trzy światy: 1. świat doznań subiektywnych (różny dla poszczególnych osób), 2. świat materialny, który współodczuwamy, oraz 3. 'trzeci świat' będący systemem bytów abstrakcyjnych wytworzonych przez ludzi (np. wierzenia, nauka).

[2] Richard Dawkins "Samolubny Gen". Mem to informacyjny replikon, innymi słowy jest to dowolna informacja, która przekazywana przez ludzi 'rozmnaża się' w naszej zbiorowej świadomości.

[3] Dotyczy to wszystkich pięknych konstrukcji matematycznych, które są konsekwencją przyjętych początkowo prostych założeń. Wszystko od liczb parzystych do układów fraktalnych.

[4] Przypis dla w pełni obłąkanych: Przyjmując to założenie nauka przeczy samej sobie - przestaje być naukowa.

[5] Innymi bardzo skutecznymi memami są religie, systemy filozoficzne, muzyka klasyczna, ostatnio demokracja.

[6] Drugim może być Brzytwa Ockhama, mówiąca, że na podstawie danych świadectw nie możemy wyciągnąć więcej wniosków niż pozwala nam na to ilość badanych zmiennych.

[7] Ogólna teoria względności jest falsyfikowalna, gdyż jej konsekwencją jest propagacja efektów grawitacyjnych z ograniczoną prędkością w postaci tzw. fal grawitacyjnych. Detektory takich fal konstruowane są obecnie w USA, Japoni i Europie. Zobacz: 'Ripples in Spacetime' W. Wayt Gibbs, Scientific American, April 2002.

[8] Popper, zobacz przypis 1.

Jak poznaję świat?

Potrzeba oparcia

Jak każdy chyba, chcę poznać świat, w którym żyję. Gromadzenie wiedzy o nim doprowadziło mnie jednak w pewnym momencie do wniosku, że bardzo wiele kwestii jest różnie opisywanych przez różnych ludzi, wiele informacji zdaje się być względnymi. Istnienie sprzecznych ze sobą informacji na jeden temat prowadzi do wniosku, że ktoś musi się mylić. W końcu musi istnieć jakaś jedna prawda, nie mogą istnieć różne prawdy jednocześnie.

Ta konkluzja prowadziła mnie do systematycznego poszukiwania wszelkich dogmatów i odrzucania ich. Chciałem stworzyć system prawdy, który nie opierałby się na żadnych wyssanych z palca założeniach, a jedynie na tym czego możemy być pewni. W pierwszej kolejności odrzuciłem systemy religijne, następnie wszystkie teorie będące irracjonalnymi, i wszystko co zawierało wewnętrzną sprzeczność logiczną lub niepewność, której nie można było usunąć drogą weryfikacji. Pozostały mi matematyka, logika oraz własne doświadczenia.

Któregoś razu rozmawiając ze znajomymi opowiedziałem im o moich poszukiwaniach. Mój przyjaciel zadał mi jednak pytanie, które mnie zaskoczyło - 'A skąd wiesz, że to co widzisz jest prawdziwe? Może, ja to widzę inaczej?'. Uświadomiłem sobie, że nawet te, nie kwestionowane na ogół przez ludzi racjonalnych wartości nie są pewne. Nawet logika wymaga pewnych założeń, ba... nawet stwierdzenie, że widzę rzeczywistość ich wymaga.

Teoretycznie rzecz ujmując, gdyby wszczepić człowiekowi do pnia nerwowego odpowiednią ilość elektrod sterowanych przez potężny komputer można sprawić, by przeżywał on świat istniejący tylko w programie komputera. Co interesujące, gdyby program był wystarczająco dobrze opracowany nasz badany nigdy i w żaden sposób nie mógłby sprawdzić, że jego świat jest jedynie symulacją [1].

Możliwe staje się zatem nawet kwestionowanie prawdy tego co stanowi nasze jedyne połączenie ze światem - naszych doznań zmysłowych, a co za tym idzie - kwestionowanie realności świata. Cóż nam wtedy pozostaje? Jedyne, czego chyba w żaden sposób nie mogę poddać w wątpliwość to to, że istnieję. Moja świadomość jest tak silnie obecna, że nawet gdyby wszystko co mnie otacza odeszło w niebyt, ja nadal miałbym swoje myśli. A skoro myślę, więc jestem.

Jak najmniej założeń

Okazało się, że nie mogę stworzyć systemu prawdy pozbawionego jakichkolwiek założeń, więc zdecydowałem się przyjąć jedno, które zresztą przyjmują wszyscy poza solipsystami [2]. Moim założeniem jest to, że świat istnieje. Jakość jego istnienia jest dla mnie nie istotna, czy jest to symulacja komputerowa, czy świat rzeczywisty, jest on dla mnie jedynym i realnym.

Wszystkie pozostałe informacje jakie posiadam mają dla mnie status teorii wysuwanych na podstawie obserwacji świata. Do najważniejszych z nich należą logika i matematyka.

Właściwie wydaje się to naturalne, że matematyka wywodzi się z obserwacji świata, ale zatrzymam się tu na chwilę. Z obserwacji, że dwa kamienie i dwa kamienie to cztery kamienie, a następnie wyabstrahowaniu tej właściwości od wszystkich zbiorów dwu kamieni, ludzi i dowolnych innych zbiorów dwuelementowych tworzymy teorię: 2+2=4. Ta teoria za każdym razem się sprawdza. Podobnie prawa logiki, takie jak tożsamość rzeczy samej ze sobą, wykluczenie jednoczesnego istnienia dwu sprzeczności, etc., potwierdzają się w codziennej praktyce. Przez to zdecydowałem przyjąć te teorie za bazę (narzędzia) do wysuwania i próbowania innych hipotez.

Empiryzm

Wspomniałem już krótko o subiektywności ludzkiej obserwacji świata. Każdy człowiek patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń, oraz (co nawet ważniejsze) emocji. Powoduje to, że jego obserwacja może odbiegać znacznie od obserwacji innego człowieka, o innym stosunku emocjonalnym do obserwowanego obiektu. Klasycznym przykładem takich rozważań jest kwestia określenia koloru lub smaku badanego obiektu. Różni ludzie mogą te wartości odbierać inaczej, np. ten sam smak może się jednej osobie wydawać słodki i przyjemny, innej mdły i przykry. Barwy, dźwięki, temperatura i wszystkie inne cechy naszego otoczenia podlegają takiej samej subiektywizacji w akcie percepcji.

Poza tym zmysły ludzkie mogą określać np. temperaturę jedynie w kategoriach porównawczych - zimniejszy, cieplejszy, a nie w kategoriach liczbowych. Te nie obiektywne, względne dane nie mogą, siłą rzeczy być podstawą do odkrywania prawdy o świecie.

Z tego względu posługujemy się instrumentami badawczymi. Urządzenia, w odróżnieniu od percepcji są częścią badanego świata i nie mają do niego żadnego stosunku emocjonalnego. Dobrze skonstruowana suwmiarka za każdym razem pokazuje ten sam wynik, dokładnie taki sam jak każda inna podobnie przygotowana suwmiarka na całym świecie. Wynik ten nie tylko jest powtarzalny, ale również liczbowy i bezwzględny.

Jest jeszcze jeden ważny powód dla którego posługiwanie się instrumentami badawczymi jest konieczne. Rozważmy zmysł wzroku. Dzięki naszym oczom potrafimy obserwować widzialną część spektrum elektromagnetycznego. Całość tego spektrum rozciąga się między 10-14 m a 107 m. Światło, które obserwujemy zawiera się w przedziale 5 * 10-7 m - 7 * 10-7 m, jest więc dosłownie znikome. Podobnie wygląda sytuacja dotycząca odległości; nieuzbrojone oko nie potrafi obserwować ani bardzo małych, ani bardzo dużych obiektów.

Dla mnie empiryzm jest nie tylko najlepszym, ale również jedynym sposobem na w miarę obiektywną obserwację świata.

Metoda naukowa

W pełnej zgodzie z moimi założeniami pozostaje tak zwana metoda naukowa, czyli sposób odkrywania świata oparty na obserwacjach i wysuwaniu na ich podstawie hipotez. W nauce żadna zasada ani nawet prawo nie jest przyjmowane za ostatecznie prawdziwe. Cała nauka stanowi jedynie zbiór najlepszych spośród stworzonych dotychczas teorii.

Aby teoria zasługiwała na miano naukowej musi ona spełniać trzy warunki. Po pierwsze musi pozostawać w zgodzie z obserwacjami, a po drugie nie może zawierać wewnętrznej sprzeczności logicznej. Trzeci warunek jest moim zdaniem najważniejszy, gdyż często się o nim zapomina. Każda hipoteza musi być falsyfikowalna, dzięki czemu staje się możliwe jej obalenie. Hipotezy, których nie da się obalić nie mogą pretendować do miana prawdy, gdyż mogą głosić praktycznie wszystko, a ich słuszności, tudzież braku wykazać się nie da. W tych kategoriach teoria 2+2=4 jest dobrą teorią naukową, gdyż gdyby kiedykolwiek udało się wykazać że dwie odrębne jednostki i dwie inne odrębne jednostki nie stanowią czterech, to teorię można by odrzucić. Z drugiej strony stwierdzenie 'Bóg istnieje' nie jest falsyfikowalną teorią. Przesłanie zawarte w tym zdaniu może być równie dobrze prawdziwe jak i fałszywe i w żaden sposób nie da się zweryfikować.

W miarę jak na podstawie obserwacji i istniejących już teorii, naukowcy budują nowe, powstają coraz bardziej złożone modele. Model taki będący logicznym wyprowadzeniem wniosków z teorii musi posługiwać się aparatem matematycznym. Każdy model upraszcza rzeczywistość, ale by to osiągnąć konieczne jest wyeliminowanie wielu czynników wpływających na daną sytuację w realnym świecie. Bardzo często wpływu danej okoliczności nie da się w pełni usunąć i trzeba go włączyć do teorii jako wartość zmienną. Wartości te muszą być opisane nie tylko jakościowo, ale również ilościowo, ponieważ w przeciwnym razie wyciąganie wniosków z modelu i testowanie hipotez staje się jedynie spekulacją. Dopiero zastosowanie ściśle określonych wartości wszystkich zmiennych pozwala jednoznacznie określić czy model znajduje odwzorowanie w rzeczywistości.

Granice poznania

Kwestię granic poznania chciałbym omówić z dwu perspektyw. Po pierwsze, istnieje pewne wbudowane ograniczenie metody naukowej, na które już zwróciłem uwagę - mianowicie nie można ująć naukowo niczego, co nie jest sprawdzalne [3]. Mówiłem już o problemie jaki sprawia pytanie o istnienie Boga, ale jest tych pytań znacznie więcej: co się dzieje z nami po śmierci?, co leży poza granicami naszego wszechświata?, co się wydarzyło 'zanim' zaczął istnieć czas?, etc.

Żadna teoria wystawiona w odpowiedzi na te pytania nie będzie weryfikowalna, więc wszystkie możemy uznać za równie prawdziwe lub równie fałszywe. Z mojego punktu widzenia na te pytania po prostu nie ma odpowiedzi. Według mnie możemy żyć spokojniej, jeśli to zaakceptujemy.

Drugi aspekt granic poznania jest dużo mniej uniwersalny, ponieważ dotyczy poznania indywidualnego. W miarę jak zdobywamy wiedzę, rozszerzają się nasze horyzonty! Brzmi to jak banalny truizm, ale ma poważne konsekwencje. Aby je zobrazować posłużę się ilustracją. Wyobraźmy sobie, że całkowita ilość wiedzy to olbrzymia, ciemna przestrzeń, którą rozświetlamy w miarę poznawania. W początkowym momencie naszych poszukiwań przestrzeń, którą rozjaśniamy jest mała i stopniowo rośnie. Gdzie kończy się zasięg naszego światła widzimy czerń niewiedzy, a w miarę jak rośnie objętość naszej mądrości rośnie też powierzchnia tej czerni. W dotychczasowej historii ludzkości wiele ciemności już zostało oświeconej, więc możemy zobaczyć ogrom niezgłębionej przestrzeni jaka nas otacza.

Niestety nie możemy posiąść całkowitej wiedzy o świecie, więc musimy w życiu przyjąć jedną z dwu postaw, które nazwałem obrazowo kulą i szpikulcem. Kula to taka osoba, która tocząc się po powierzchni niewiedzy, stara się rozsunąć jej granice równomiernie w każdym kierunku. Taka osoba w moim modelu przypomina planetę odbijającą światło gwiazd, potrafi ona wspaniale przekazywać wiedzę dzieciom i idealnie komunikuje się z innymi kulami.

W odróżnieniu od kuli szpikulec, to osoba, która na horyzoncie niewiedzy obiera sobie jeden lub kilka punktów i drąży je do granic swoich możliwości, zaniedbując pozostałe obszary. Taka osoba przypomina wieloramienną gwiazdę, która świeci na otaczające ją planety przekazując im energię informacji. To właśnie takie osoby mogą posuwać postęp naukowy, to one specjalizują się w swoim wąskim polu, oddając życie przesuwaniu granic ludzkiej wiedzy jeszcze dalej w obszary ciemności. Takie osoby niestety porozumieć się mogą dobrze tylko z innymi szpikulcami i to skierowanymi w podobnym kierunku. Ich życie wydaje mi się poświęceniem, ale dla najszczytniejszego z możliwych celów.

Świat subiektywny

Dochodzimy wreszcie do celu, ku któremu prowadziłem te majaczące rozmyślania. Świat obiektywny jest fascynujący i najprawdopodobniej przeznaczę swoje życie na zgłębianie jego tajemnic, ale nie jest to świat, w którym my żyjemy.

Ludzie są intelektualnie najwyżej rozwiniętym gatunkiem na naszej planecie. Dzięki naszym rozwiniętym mózgom potrafimy postrzegać świat jako pewną rzeczywistość w której istniejemy. Możemy w myślach odseparować własne ja od otoczenia [4] - mamy świadomość.

Prostsze zwierzęta postrzegają świat jedynie jak zbiór bodźców, które mogą by pozytywne, lub negatywne i wywoływać określone reakcje. Bodźce neutralne nie istnieją dla nich w ogóle, np. jeśli grupa zwierząt mieszka blisko lotniska, to całkowicie ignoruje samoloty nie stanowiące dla nich ani zagrożenia, ani potencjalnej korzyści. Takie postrzeganie świata jedynie poprzez odbiór różnorakich stymuli wydaje mi się być charakterystyczny dla istot pozbawionych samoświadomości. Ich reakcje przebiegają na zasadzie automatycznej, dzięki prostym ośrodkom nerwowym.

Ludzie na drodze ewolucji zachowali starsze ewolucyjnie struktury mózgowe, dlatego również doświadczamy pewnych zwierzęcych bodźców i instynktów. Jest to na przykład powodem irracjonalnej obawy przed ciemnością lub nagłym hałasem. Dla nas jednak, te bodźce mają inną strukturę, docierają do świadomości, wpływają na nią i wywołują różne stany emocjonalne. Nasz strach to już nie tylko dyrektywa: uciekaj!; jest to raczej pewien stan duchowy, zmieniający to jak postrzegamy rzeczywistość - w ciemności każdy cień przybiera złowrogie kształty.

Ogólnie rzecz ujmując, te różne stany zmieniające naszą percepcję świata to nasze emocje. Dlatego emocje są tak często irracjonalne, wynikają one ze zderzenia naszych dwu sprzecznych rzeczywistości - tej, o której wiemy, że istnieje poza nami oraz tej zwierzęcej. Trudno jest odciąć od emocji, praktycznie zawsze nam towarzyszą zmieniając nasz obraz świata.

Ta emocjonalna perspektywa to właśnie nasz ludzki subiektywny świat, który nigdy nie pokrywa się w pełni ze światem obiektywnym, badaniem którego zajmuje się nauka. Jedynym sposobem przedstawienia tego świata jest odwołanie się do sztuki. Niezależnie od rodzaju i gatunku - czy jest to malarstwo, rzeźba, muzyka, teatr; czy przedstawia ona pewne odbicie rzeczywistości, czy jest czystą abstrakcją to właśnie sztuka odwołuje się do naszych stanów emocjonalnych. Nawet tak, zdawałoby się, obiektywna forma sztuki jaką jest fotografia, okazuje się być piękna, przejmująca, przerażająca lub smutna. Artyści pobudzają w nas to co czyni nas ludźmi, pozwalają ujrzeć świat z innej emocjonalnej perspektywy, często nie narzucając treści [5].

Sztuka, odbierana przez każdego z nas inaczej, pozwala ujrzeć świat, z własnej, ludzkiej perspektywy i w ten sposób poznać samego siebie.

* * *

Jak już wspomniałem, wszelkie informacje o świecie, które odbieramy za pomocą zmysłów przechodzą przez subiektywny filtr naszych emocji. Najprostszym przykładem tego zjawiska, jest subiektywizacja poprzez nastawienie. Jeśli jesteśmy głodni, to jedzenie wyda nam się atrakcyjne, będziemy pragnęli je zdobyć. W skrajnych sytuacjach, zbawieńczą może wydać się strawa, której w innych okolicznościach byśmy nie tknęli. Praktycznie w każdych okolicznościach nasze doznania obiektywnego świata przechodzą przez filtr niższych ośrodków nerwowych [6]. Innym przykładem może być strach. Często boimy się rzeczy, które w rzeczywistości strasznymi nie są. Ciemność, szepty w oddali, nieznane, zbliżające się kroki, nagły huk... to wszystko sztuczki, które wykorzystują specjaliści by nas wystraszyć. Czy jest jakikolwiek sens obawy przed filmem?

Te irracjonalne odczucia uniemożliwiają nam prowadzenie obiektywnej obserwacji świata. Można by powiedzieć, że czynią nas w pewien sposób ułomnymi - nie pozwalają nam spojrzeć z dystansu na świat i na samych siebie. Dają nam one jednak coś w zamian, coś co czyni nas ludźmi, czyli uczucia wyższe. To właśnie te emocje pozwalają nam spojrzeć na świat z naszej prawdziwej perspektywy. One pozwalają nam zachwycić się tym co widzimy, pokochać i znienawidzić. Ludzie, którzy skupiają się na uczuciach potrafią za ich pomocą tworzyć najbardziej ludzkie dzieła - dzieła sztuki...

To sztuka, a nie nauka tworzy prawdziwy obraz naszego subiektywnego świata.

 


[1] Fascynujący opis takich możliwości odnaleźć można w wielu utworach gatunku science fiction, np. w opowiadaniu Stanisława Lema pt. "Ze wspomnień Ijona Tichiego" oraz w filmie "Trzynaste piętro" opartym na książce Daniela Galouye pt. "Simulacron 3".

[2] 'Ale któż ich widział?' - Stanisław Lem "Bomba megabitowa" (str. 29).

[3] Czasem w pracach filozoficznych, które czytałem spotykałem się z próbą odpowiedzenia na takie pytania pośrednio. W pracach tych pomijany jest fakt, że w ten skrzętny sposób wytworzona hipoteza nadal nie jest weryfikowalna. Za przykład takiej pracy, w której autor usiłuje wytłumaczyć konieczność obecności inteligencji (boskiej?) w akcie tworzenia świata podam: "Intelligent Design as a Theory of Information" (William A. Dembski)

[4] Osobiście, oddzielam nawet własną świadomość od mojego ciała. Zawsze traktowałem swoje ciało jak statek, którym płynę po oceanie rzeczywistości.

[5] Tak tworzył m.in. Kandinsky. Jego dzieła są interakcją barw i kształtów, które "dźwięczą własną wibracją", budząc emocje widza.

[6] Hoimar von Ditfurth w książce pt. "Duch nie spadł z nieba", argumentuje, że ludzka świadomość wytworzyła się na już istniejących podstawach układów nerwowych pracujących dużo bardziej automatycznie. Z tego powodu niektóre uwarunkowania przetrwały w nas do dziś i wpływają na naszą psychikę w postaci różnorakich, irracjonalnych stanów emocjonalnych.

Questions without Answers

If we base our belief systems on the humble assumption that the complexities of the world are ontologically beyond our understanding, then maybe our belief systems will make more sense and end up causing less suffering. -MOBY

Do questions seek answers or do answers spawn questions? Whichever way it is people have always strived to explain the world around them. Never in history have they come to a consensus and the reason for this is simple. There is NO universal key insight into existence which could elucidate reality.

There are no universal, self-sufficient truths and values, except maybe for the Decalogueian few accepted by most cultures. Even these however are put into question, as proven by growing acceptance of abortion and euthanasia, despite the most basic rule 'do not kill'.

The truth is, there is no absolute system which can lead people through life. Various have been created, embodied in the numerous mythologies and theologies, but the only success they had was the slaughter of nonbelievers and destruction of their monuments.

The only way to unite people is to make them understand, that some questions may not be answered, in a way which is universally valid. People may of course hold their own beliefs but they should not impose them on others. I myself am especially fond of the scientific method, because it doesn't accept anything a priori. It humbly creates testable hypotheses and examines them. They are rejected if they fail and if they don't, they become accepted to be true. All scientific truth is transitory, lasting only until a better (simpler or more exact) hypothesis is made or contradictory evidence arises.

Science, by definition however, may not address some questions. Questions such as: what happens after death?, what lies outside of the universe?, what happened before time started? lie beyond the scope of cognition. These problems are untestable, therefore the only answer to them is: There is no answer. Some people reject this and to them I say: Afterlife is orange... It's as good an answer as any.

There is no way of rejecting the scientific method and the conclusions it provides without overstepping Arystotelian logic. This does not mean that what science states has any claim to the Truth. After all we may all be disembodied brains in dusty jars hidden away in an old God's attic.