Jak każdy chyba,
chcę poznać świat, w którym żyję. Gromadzenie wiedzy o
nim doprowadziło mnie jednak w pewnym momencie do wniosku, że bardzo
wiele kwestii jest różnie opisywanych przez różnych ludzi, wiele
informacji zdaje się być względnymi. Istnienie sprzecznych ze
sobą informacji na jeden temat prowadzi do wniosku, że ktoś musi
się mylić. W końcu musi istnieć jakaś jedna prawda,
nie mogą istnieć różne prawdy jednocześnie.
Ta konkluzja prowadziła
mnie do systematycznego poszukiwania wszelkich dogmatów i odrzucania ich.
Chciałem stworzyć system prawdy, który nie opierałby się na
żadnych wyssanych z palca założeniach, a jedynie na tym czego
możemy być pewni. W pierwszej kolejności odrzuciłem systemy
religijne, następnie wszystkie teorie będące irracjonalnymi, i
wszystko co zawierało wewnętrzną sprzeczność
logiczną lub niepewność, której nie można było
usunąć drogą weryfikacji. Pozostały mi matematyka, logika
oraz własne doświadczenia.
Któregoś razu
rozmawiając ze znajomymi opowiedziałem im o moich poszukiwaniach. Mój
przyjaciel zadał mi jednak pytanie, które mnie zaskoczyło - 'A
skąd wiesz, że to co widzisz jest prawdziwe? Może, ja to
widzę inaczej?'. Uświadomiłem sobie, że nawet te, nie
kwestionowane na ogół przez ludzi racjonalnych wartości nie są
pewne. Nawet logika wymaga pewnych założeń, ba... nawet
stwierdzenie, że widzę rzeczywistość ich wymaga.
Teoretycznie rzecz
ujmując, gdyby wszczepić człowiekowi do pnia nerwowego
odpowiednią ilość elektrod sterowanych przez potężny
komputer można sprawić, by przeżywał on świat
istniejący tylko w programie komputera. Co interesujące, gdyby
program był wystarczająco dobrze opracowany nasz badany nigdy i w
żaden sposób nie mógłby sprawdzić, że jego świat jest
jedynie symulacją [1].
Możliwe staje się
zatem nawet kwestionowanie prawdy tego co stanowi nasze jedyne
połączenie ze światem - naszych doznań zmysłowych, a
co za tym idzie - kwestionowanie realności świata. Cóż nam wtedy
pozostaje? Jedyne, czego chyba w żaden sposób nie mogę poddać w
wątpliwość to to, że istnieję. Moja
świadomość jest tak silnie obecna, że nawet gdyby wszystko
co mnie otacza odeszło w niebyt, ja nadal miałbym swoje myśli. A
skoro myślę, więc jestem.
Okazało się, że
nie mogę stworzyć systemu prawdy pozbawionego jakichkolwiek
założeń, więc zdecydowałem się przyjąć
jedno, które zresztą przyjmują wszyscy poza solipsystami [2].
Moim założeniem jest to, że świat istnieje.
Jakość jego istnienia jest dla mnie nie istotna, czy jest to
symulacja komputerowa, czy świat rzeczywisty, jest on dla mnie jedynym i
realnym.
Wszystkie pozostałe
informacje jakie posiadam mają dla mnie status teorii wysuwanych na
podstawie obserwacji świata. Do najważniejszych z nich
należą logika i matematyka.
Właściwie wydaje
się to naturalne, że matematyka wywodzi się z obserwacji
świata, ale zatrzymam się tu na chwilę. Z obserwacji, że
dwa kamienie i dwa kamienie to cztery kamienie, a następnie
wyabstrahowaniu tej właściwości od wszystkich zbiorów dwu
kamieni, ludzi i dowolnych innych zbiorów dwuelementowych tworzymy teorię:
2+2=4. Ta teoria za każdym razem się sprawdza. Podobnie prawa logiki,
takie jak tożsamość rzeczy samej ze sobą, wykluczenie
jednoczesnego istnienia dwu sprzeczności, etc., potwierdzają się
w codziennej praktyce. Przez to zdecydowałem przyjąć te teorie
za bazę (narzędzia) do wysuwania i próbowania innych hipotez.
Wspomniałem już
krótko o subiektywności ludzkiej obserwacji świata. Każdy
człowiek patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń, oraz (co nawet
ważniejsze) emocji. Powoduje to, że jego obserwacja może
odbiegać znacznie od obserwacji innego człowieka, o innym stosunku
emocjonalnym do obserwowanego obiektu. Klasycznym przykładem takich
rozważań jest kwestia określenia koloru lub smaku badanego
obiektu. Różni ludzie mogą te wartości odbierać inaczej,
np. ten sam smak może się jednej osobie wydawać słodki i
przyjemny, innej mdły i przykry. Barwy, dźwięki, temperatura i
wszystkie inne cechy naszego otoczenia podlegają takiej samej
subiektywizacji w akcie percepcji.
Poza tym zmysły ludzkie
mogą określać np. temperaturę jedynie w kategoriach
porównawczych - zimniejszy, cieplejszy, a nie w kategoriach liczbowych. Te nie
obiektywne, względne dane nie mogą, siłą rzeczy być
podstawą do odkrywania prawdy o świecie.
Z tego względu
posługujemy się instrumentami badawczymi. Urządzenia, w
odróżnieniu od percepcji są częścią badanego
świata i nie mają do niego żadnego stosunku emocjonalnego.
Dobrze skonstruowana suwmiarka za każdym razem pokazuje ten sam wynik,
dokładnie taki sam jak każda inna podobnie przygotowana suwmiarka na
całym świecie. Wynik ten nie tylko jest powtarzalny, ale również
liczbowy i bezwzględny.
Jest jeszcze jeden ważny
powód dla którego posługiwanie się instrumentami badawczymi jest
konieczne. Rozważmy zmysł wzroku. Dzięki naszym oczom potrafimy
obserwować widzialną część spektrum
elektromagnetycznego. Całość tego spektrum rozciąga
się między 10-14 m a 107 m. Światło,
które obserwujemy zawiera się w przedziale 5 * 10-7 m - 7 * 10-7
m, jest więc dosłownie znikome. Podobnie wygląda sytuacja
dotycząca odległości; nieuzbrojone oko nie potrafi
obserwować ani bardzo małych, ani bardzo dużych obiektów.
Dla mnie empiryzm jest nie
tylko najlepszym, ale również jedynym sposobem na w miarę
obiektywną obserwację świata.
W pełnej zgodzie z moimi
założeniami pozostaje tak zwana metoda naukowa, czyli sposób
odkrywania świata oparty na obserwacjach i wysuwaniu na ich podstawie
hipotez. W nauce żadna zasada ani nawet prawo nie jest przyjmowane za ostatecznie
prawdziwe. Cała nauka stanowi jedynie zbiór najlepszych spośród
stworzonych dotychczas teorii.
Aby teoria
zasługiwała na miano naukowej musi ona spełniać trzy
warunki. Po pierwsze musi pozostawać w zgodzie z obserwacjami, a po drugie
nie może zawierać wewnętrznej sprzeczności logicznej.
Trzeci warunek jest moim zdaniem najważniejszy, gdyż często
się o nim zapomina. Każda hipoteza musi być falsyfikowalna,
dzięki czemu staje się możliwe jej obalenie. Hipotezy, których
nie da się obalić nie mogą pretendować do miana prawdy,
gdyż mogą głosić praktycznie wszystko, a ich
słuszności, tudzież braku wykazać się nie da. W tych
kategoriach teoria 2+2=4 jest dobrą teorią naukową, gdyż
gdyby kiedykolwiek udało się wykazać że dwie odrębne
jednostki i dwie inne odrębne jednostki nie stanowią czterech, to
teorię można by odrzucić. Z drugiej strony stwierdzenie 'Bóg
istnieje' nie jest falsyfikowalną teorią. Przesłanie zawarte w
tym zdaniu może być równie dobrze prawdziwe jak i fałszywe i w
żaden sposób nie da się zweryfikować.
W miarę
jak na podstawie obserwacji i istniejących już teorii, naukowcy
budują nowe, powstają coraz bardziej złożone modele. Model
taki będący logicznym wyprowadzeniem wniosków z teorii musi
posługiwać się aparatem matematycznym. Każdy model upraszcza
rzeczywistość, ale by to osiągnąć konieczne jest
wyeliminowanie wielu czynników wpływających na daną
sytuację w realnym świecie. Bardzo często wpływu danej
okoliczności nie da się w pełni usunąć i trzeba go
włączyć do teorii jako wartość zmienną.
Wartości te muszą być opisane nie tylko jakościowo, ale
również ilościowo, ponieważ w przeciwnym razie wyciąganie
wniosków z modelu i testowanie hipotez staje się jedynie spekulacją.
Dopiero zastosowanie ściśle określonych wartości wszystkich
zmiennych pozwala jednoznacznie określić czy model znajduje
odwzorowanie w rzeczywistości.
Kwestię granic poznania
chciałbym omówić z dwu perspektyw. Po pierwsze, istnieje pewne
wbudowane ograniczenie metody naukowej, na które już zwróciłem
uwagę - mianowicie nie można ująć naukowo niczego, co nie
jest sprawdzalne [3].
Mówiłem już o problemie jaki sprawia pytanie o istnienie Boga, ale
jest tych pytań znacznie więcej: co się dzieje z nami po
śmierci?, co leży poza granicami naszego wszechświata?, co
się wydarzyło 'zanim' zaczął istnieć czas?, etc.
Żadna teoria wystawiona w
odpowiedzi na te pytania nie będzie weryfikowalna, więc wszystkie
możemy uznać za równie prawdziwe lub równie fałszywe. Z mojego
punktu widzenia na te pytania po prostu nie ma odpowiedzi. Według mnie
możemy żyć spokojniej, jeśli to zaakceptujemy.
Drugi aspekt granic poznania
jest dużo mniej uniwersalny, ponieważ dotyczy poznania
indywidualnego. W miarę jak zdobywamy wiedzę, rozszerzają
się nasze horyzonty! Brzmi to jak banalny truizm, ale ma poważne
konsekwencje. Aby je zobrazować posłużę się
ilustracją. Wyobraźmy sobie, że całkowita ilość
wiedzy to olbrzymia, ciemna przestrzeń, którą rozświetlamy w
miarę poznawania. W początkowym momencie naszych poszukiwań
przestrzeń, którą rozjaśniamy jest mała i stopniowo
rośnie. Gdzie kończy się zasięg naszego światła
widzimy czerń niewiedzy, a w miarę jak rośnie
objętość naszej mądrości rośnie też
powierzchnia tej czerni. W dotychczasowej historii ludzkości wiele
ciemności już zostało oświeconej, więc możemy
zobaczyć ogrom niezgłębionej przestrzeni jaka nas otacza.
Niestety nie możemy
posiąść całkowitej wiedzy o świecie, więc musimy
w życiu przyjąć jedną z dwu postaw, które nazwałem
obrazowo kulą i szpikulcem. Kula to taka osoba, która tocząc się
po powierzchni niewiedzy, stara się rozsunąć jej granice
równomiernie w każdym kierunku. Taka osoba w moim modelu przypomina
planetę odbijającą światło gwiazd, potrafi ona
wspaniale przekazywać wiedzę dzieciom i idealnie komunikuje się
z innymi kulami.
W odróżnieniu od kuli
szpikulec, to osoba, która na horyzoncie niewiedzy obiera sobie jeden lub kilka
punktów i drąży je do granic swoich możliwości,
zaniedbując pozostałe obszary. Taka osoba przypomina
wieloramienną gwiazdę, która świeci na otaczające ją
planety przekazując im energię informacji. To właśnie takie
osoby mogą posuwać postęp naukowy, to one specjalizują
się w swoim wąskim polu, oddając życie przesuwaniu granic
ludzkiej wiedzy jeszcze dalej w obszary ciemności. Takie osoby niestety
porozumieć się mogą dobrze tylko z innymi szpikulcami i to
skierowanymi w podobnym kierunku. Ich życie wydaje mi się
poświęceniem, ale dla najszczytniejszego z możliwych celów.
Dochodzimy wreszcie do celu,
ku któremu prowadziłem te majaczące rozmyślania. Świat
obiektywny jest fascynujący i najprawdopodobniej przeznaczę swoje
życie na zgłębianie jego tajemnic, ale nie jest to świat, w
którym my żyjemy.
Ludzie są intelektualnie
najwyżej rozwiniętym gatunkiem na naszej planecie. Dzięki naszym
rozwiniętym mózgom potrafimy postrzegać świat jako pewną
rzeczywistość w której istniejemy. Możemy w myślach
odseparować własne ja od otoczenia [4]
- mamy świadomość.
Prostsze zwierzęta
postrzegają świat jedynie jak zbiór bodźców, które mogą by
pozytywne, lub negatywne i wywoływać określone reakcje.
Bodźce neutralne nie istnieją dla nich w ogóle, np. jeśli grupa
zwierząt mieszka blisko lotniska, to całkowicie ignoruje samoloty nie
stanowiące dla nich ani zagrożenia, ani potencjalnej korzyści.
Takie postrzeganie świata jedynie poprzez odbiór różnorakich stymuli
wydaje mi się być charakterystyczny dla istot pozbawionych
samoświadomości. Ich reakcje przebiegają na zasadzie
automatycznej, dzięki prostym ośrodkom nerwowym.
Ludzie na drodze ewolucji
zachowali starsze ewolucyjnie struktury mózgowe, dlatego również
doświadczamy pewnych zwierzęcych bodźców i instynktów. Jest to
na przykład powodem irracjonalnej obawy przed ciemnością lub
nagłym hałasem. Dla nas jednak, te bodźce mają inną
strukturę, docierają do świadomości, wpływają na
nią i wywołują różne stany emocjonalne. Nasz strach to
już nie tylko dyrektywa: uciekaj!; jest to raczej pewien stan duchowy,
zmieniający to jak postrzegamy rzeczywistość - w ciemności
każdy cień przybiera złowrogie kształty.
Ogólnie rzecz ujmując, te
różne stany zmieniające naszą percepcję świata to
nasze emocje. Dlatego emocje są tak często irracjonalne,
wynikają one ze zderzenia naszych dwu sprzecznych rzeczywistości -
tej, o której wiemy, że istnieje poza nami oraz tej zwierzęcej.
Trudno jest odciąć od emocji, praktycznie zawsze nam towarzyszą
zmieniając nasz obraz świata.
Ta emocjonalna perspektywa to
właśnie nasz ludzki subiektywny świat, który nigdy nie pokrywa
się w pełni ze światem obiektywnym, badaniem którego zajmuje
się nauka. Jedynym sposobem przedstawienia tego świata jest
odwołanie się do sztuki. Niezależnie od rodzaju i gatunku - czy
jest to malarstwo, rzeźba, muzyka, teatr; czy przedstawia ona pewne
odbicie rzeczywistości, czy jest czystą abstrakcją to
właśnie sztuka odwołuje się do naszych stanów
emocjonalnych. Nawet tak, zdawałoby się, obiektywna forma sztuki
jaką jest fotografia, okazuje się być piękna,
przejmująca, przerażająca lub smutna. Artyści
pobudzają w nas to co czyni nas ludźmi, pozwalają ujrzeć
świat z innej emocjonalnej perspektywy, często nie narzucając
treści [5].
Sztuka, odbierana przez
każdego z nas inaczej, pozwala ujrzeć świat, z własnej,
ludzkiej perspektywy i w ten sposób poznać samego siebie.
Jak już wspomniałem,
wszelkie informacje o świecie, które odbieramy za pomocą zmysłów
przechodzą przez subiektywny filtr naszych emocji. Najprostszym przykładem tego zjawiska,
jest subiektywizacja poprzez nastawienie. Jeśli jesteśmy głodni,
to jedzenie wyda nam się atrakcyjne, będziemy pragnęli je
zdobyć. W skrajnych sytuacjach, zbawieńczą może wydać
się strawa, której w innych okolicznościach byśmy nie
tknęli. Praktycznie w każdych okolicznościach nasze doznania
obiektywnego świata przechodzą przez filtr niższych ośrodków
nerwowych [6].
Innym przykładem może być strach. Często boimy się
rzeczy, które w rzeczywistości strasznymi nie są. Ciemność,
szepty w oddali, nieznane, zbliżające się kroki, nagły
huk... to wszystko sztuczki, które wykorzystują specjaliści by nas
wystraszyć. Czy jest jakikolwiek sens obawy przed filmem?
Te irracjonalne odczucia
uniemożliwiają nam prowadzenie obiektywnej obserwacji świata.
Można by powiedzieć, że czynią nas w pewien sposób
ułomnymi - nie pozwalają nam spojrzeć z dystansu na świat i
na samych siebie. Dają nam one jednak coś w zamian, coś co czyni
nas ludźmi, czyli uczucia wyższe. To właśnie te emocje
pozwalają nam spojrzeć na świat z naszej prawdziwej perspektywy.
One pozwalają nam zachwycić się tym co widzimy, pokochać i
znienawidzić. Ludzie, którzy skupiają się na uczuciach
potrafią za ich pomocą tworzyć najbardziej ludzkie dzieła -
dzieła sztuki...
To sztuka, a nie
nauka tworzy prawdziwy obraz naszego subiektywnego świata.
[1]
Fascynujący opis takich możliwości odnaleźć można
w wielu utworach gatunku science fiction, np. w opowiadaniu Stanisława
Lema pt. "Ze wspomnień Ijona Tichiego" oraz w filmie "Trzynaste
piętro" opartym na książce Daniela Galouye pt. "Simulacron 3".
[2] 'Ale
któż ich widział?' - Stanisław Lem "Bomba megabitowa" (str. 29).
[3] Czasem w pracach
filozoficznych, które czytałem spotykałem się z próbą
odpowiedzenia na takie pytania pośrednio. W pracach tych pomijany jest
fakt, że w ten skrzętny sposób wytworzona hipoteza nadal nie jest
weryfikowalna. Za przykład takiej pracy, w której autor usiłuje
wytłumaczyć konieczność obecności inteligencji
(boskiej?) w akcie tworzenia świata podam: "Intelligent Design as a Theory
of Information" (William A. Dembski)
[4]
Osobiście, oddzielam nawet własną świadomość od
mojego ciała. Zawsze traktowałem swoje ciało jak statek, którym
płynę po oceanie rzeczywistości.
[5] Tak
tworzył m.in. Kandinsky. Jego dzieła są interakcją barw i
kształtów, które "dźwięczą własną wibracją",
budząc emocje widza.
[6] Hoimar von Ditfurth
w książce pt. "Duch nie spadł z nieba", argumentuje, że
ludzka świadomość wytworzyła się na już
istniejących podstawach układów nerwowych pracujących dużo
bardziej automatycznie. Z tego powodu niektóre uwarunkowania przetrwały w
nas do dziś i wpływają na naszą psychikę w postaci
różnorakich, irracjonalnych stanów emocjonalnych.